poniedziałek, 19 stycznia 2015

City Trial Szczecin 2014/15 vol. 4

Dzisiaj (niedziela 18.01.2015) odbył się kolejny już bieg z cyklu! Skoro kolejny - tą samą trasą - to pojawia się pewna niechęć, zwłaszcza kiedy pogoda informuje, że jest odczuwalne -6 st. C.
Ta sama ciągnąca się górka w nieskończoność... Ten sam stromy zbieg (choć teraz jakiś taki inny był, może dlatego, że mniej ludzi wystartowało?)...  No i reszta trasy też bez zmian... Pokonałem wewnętrznego lenia i mimo wszystko wyruszyłem :)

Na miejscu dużo uśmiechniętych twarzy czekających na dożylny koktajl wybuchowy z adrenaliny i endorfin. Na początek wspólna rozgrzewka, potem przygotowanie do startu i z wybiciem godziny 11.00 sygnał: START!. Znając trasę biegnie się lepiej, bo można planować. Ale jakoś do tej pory jeszcze nie udało mi się realizować planu. Zatkało mnie na koniec drugiego kilometra, gdzie kończy się podbieg (jak zawsze), na którym miałem przynajmniej dwa razy ochotę iść, a nie biec. W głowie jednak dzwoniła myśl: "rwij tyle sekund na ile pozwolą nogi!" Po tych dwóch kilometrach rozpoczyna się prawie kilometrowy zbieg, na którym trzeba szybko odpocząć, by zacząć urywać kolejne cenne sekundy. Ostatni etap to przeplataniec krótkich podbiegów i zbiegów, by ostatecznie zaliczyć zbieg przez wąwóz i wybiec na polanę, z której widać już metę. Jest na wyciągnięcie ręki, ale to jeszcze 200m, które regularnie stwarzają problemy moim nogom, by dołożyć do pieca. Im bliżej mety tym odważniej z tempem, ale zawsze chciałoby się więcej.

Wraz z każdym następnym biegiem udaje się coś urwać na coś całości - teraz  wyszło netto 25m41s.
Jest to lepiej od poprzedniego czasu o 50 sekund, a od pierwszego o 2 minuty. Znaczy się, że regularne treningi przynoszą efekty i to widoczne, choć apetyt jest na jakieś 23-24 minuty, ale to chyba w przyszłej edycji! ;)

niedziela, 11 stycznia 2015

Odpoczynek = kontuzja?

Od 3, a może 4 tygodni walczę z bólem pod kolanem. Niby nic wielkiego, czasem tylko doskwiera ale teraz jakoś bardziej i częściej. Więc do ortopedy na wizytę bo przeszukanie książek z opisem mięśni dużo nie da. Ale skupiłem się na działania i w jakich momentach ból jest i kiedy doskwiera najbardziej.

Bałem się, że to jakieś odnowienie kontuzji kolana z młodości, ale nie :) To tylko zapalenie przyczepu mięśnia dwugłowego, który przebiega właśnie pod kolanem. Muszę zwolnić, tzn. oszczędzać się przez jakiś czas i wspomagać lekami i maściami. A do tego obowiązkowy masaż plus dokładniejsze rozciąganie. Ponoć ma mi przejść za klika dni... OBY!
Co lepsze z Panią doktor idę biegać, bo trenować trzeba ;-)

środa, 7 stycznia 2015

Pierwsza połówka

Trening, trening i jeszcze raz trening! Bo półmaraton pierwszy w życiu się sam nie zrobi. Plan ułożony przez trenera, realizacja w trakcie, ale ja lubię wiedzieć jak zachowuje się mój organizm. Czego się spodziewać. Jestem urodzonym niedowiarkiem, musiałem sprawdzić. Przebiegnięcie 21097,5 m chodziło mi już od jakiegoś czas po głowie, ale było jakieś ALE. Aż nadarzyła się okazja.

Piękna słoneczna pogoda, temperatura w okolicach zera. Szybkie ubranie się w ciuchy do biegania czyli bielizna termoaktywna, trochę cieplejsze bluza i spodnie, kamizelka i lekkie buty terenowe (Puma Faas 300TR). Rękawiczki, Buff na głowę i nerka. Jako, że ładna pogoda to do nerki GoPRO + monopod, iPod z motywacją do uszu i mała przekąska (baton migdałowy i żel). Po wyjściu garmin jak zawsze potrzebował dłuższą chwilkę na znalezienie sygnału GPS bo leżał w domu o 2 dni i zapomniał. To zmotywowało mnie do małej rozgrzewki. Jak już wszystko zadziałało czas start!

Plan był na bieg bez spiny bo wycieczka miała wieść po lesie ze sporą liczba podbiegów i zakrętów. Lubię takie trasy, a że w planach jest kolejny start 3 x Śnieżka = 1 x Mont Blanc więc górki i to długie zdecydowanie wskazane. W planie bieg na poziomie 6:30-7min/km i niskim tętnie. Początek w planie, ale potem jakoś tak lekko się zrobiło więc lekko do pieca. Na górkach zwolniłem by powoli i dokładnie się wspinać. Tętno rosło jak i czas co jest naturalne na podbiegach. Przeskoczyłem przez jeden strumień potem drugi drogę i dalej na kolejny podbieg. Teraz na Gubałówkę Szczecińską. Tam jest dopiero pod górę i zaczęło się życie. Jakiś biegacz na horyzoncie więc rywalizacja nadała lekko wyższe tępo. Pierwszy stromy odcinek i doganiam. Na wypłaszczeniu wyprzedzam i dalej na drugi podbieg. Serce bije już prawie 180 razy na minutę ale kawałek jeszcze do zawrotu, a tam w dół przez jakieś 2 - 3 kilometry do płaskiego więc będzie czas na odpoczynek.
Pierwsze 10km głównie pod górę
Jak się zrobiło płasko, a na zegarku dopiero 12 km decyzja, że realizuje plan do końca. Zrobiło się chłodno bo słońce schylało się ku zachodowi. Dobiegłem do jeziora i runda wzdłuż linii brzegowej. Pech chciał, że wiatr zaczął wychładzać i zabierać energię. Przypomniałem sobie o batonie i wyszperałem go z kieszeni. Zjadłem powoli i już po kilku chwilach było lepiej choć wciąż chłodno. Ale w głowie tylko to, że jeszcze 7 -6 -5 km. Potem pętla tramwajowa i do lasu gdzie będzie cieplej. Czas leciał nieubłaganie ale wszytko i tak lepiej niż zakładał plan. Na 18 km zacząłem odczuwać dyskomfort w stopach spowodowany zbyt lekkimi butami (mała amortyzacja) i sztywność w kostkach z zimna. A na dobicie ostanie 3 km po asfalcie, który zaczął się szklić od mrozu i zrobiło się ślisko. Ostatnie setki metrów to strach bo nogi niosły same, a jeszcze światła dla pieszych i wejście po schodach. Pod domem zatrzymuje zegar z czasem 2h:13min:30 sek i dystans 21,69km dając średnią 6:09 min/km czyli sporo lepiej niż planowałem
Pozostałe 11,7 km  to już prawie po płaskim

Zmęczenie spore ale endorfiny dawały uśmiech i satysfakcje. Do tego dnia chciałem przebiec półmaraton w 2 godziny, ale po teście apetyt się zwiększył i plan zaczynam układać na 1h:45min - 1h:50min ale czy to się uda? Do 12 kwietnia sporo kilometrów do wybiegania. Sporo też czasu na poprawienie szybkości i wytrzymałości oraz szlifowanie samej techniki biegu.

Czas pokaże, a o niego tu idzie !

Waga !

Bilans ciała

Prawie każdy prędzej czy później spotyka się z tym problemem.. Mnie dopadło na 30 wiosnę swojego życia. W czasach szkoły średniej czy studiów nie było z tym problemu. Na rowerze spędzałem tyle czasu, że bilansowało się wszystko. Do tego góry, narty, bieganie i Wu-eF.

 Ale jak się zaczęła praca + studia zaoczne problem zaczął się nasilać. I tak stopniowo z roku na rok rosło! Zaczęło się przy 71 kg (mam 181 cm wzrostu), a skończyło 31 maja 2014 na 90,4 kg.


To był ostatni dzwonek! Trafiłem do dietetyka, którego unikałem twierdząc, że sam sobie dam z tym radę! Jednak gdy kolejna dieta CUD nie dała efektu droga była jedna!

własna pizza - najlepsza
Dietetyk! Pierwsze spotkanie to ocena składu masy ciała i sprawdzenie jak się odżywiam wywiad zajął godzinę. Niby nie było tragedii ale ponad 90 kg z powietrza się nie zrobiło.
Wyszło jedno, nie to że źle jem, ale jem zbyt dużo zapychaczy, a ruchu jest za mało! A ulubiona pizza to nadmiar szczęścia. Dostałem jadłospis na pierwsze 2 tygodnie i załamałem się. Na początek cenami jedzenia. Dużo ryb, jeszcze więcej warzyw i owoców. Orzechy, świeże zioła, bakalie i pełne węglowodany!

Wraz z dietą pojawiła się waga kuchenna do odważania. Przez pierwsze dni gotowałem, zmywałem albo robiłem zakupy bo na nic więcej nie było czasu. Wszytko skrupulatnie, dokładnie i bez pośpiechu. Byłem wykończony tym ciągłym pilnowaniem ilości i czasu posiłków. A wyznaczone było, że ma 5-6 posiłków dziennie zależnie od treningu.

8.00 - 0,5l ciepłej wody
8.30 - Śniadanie
11.30 - II Śniadanie
14.30 - Obiad
17.30 - Podwieczorek
20.30 - Kolacja
+ 6  posiłek regeneracyjny po treningu rano lub wieczorem zależnie kiedy był/
Łącznie około 2500 kalorii na dzień

Odstawiając piwo, coca-colę, słodycze i węglowodany proste po pierwszych 2 tygodniach było mnie mnie o prawie 5 kg. Po następnych 2 tygodniach o kolejne 2,5 i tak dale co dwa tygodnie średnio o 2-2,5 kg mniej obywatela.
Cały czas dyscyplina, mało popuszczania cugli choć się zdarzył McDonald's ale to po zawodach jak wypalałem znaczną ilość Kcal. Takie zadośćuczynienie za pot i krew.


Teraz czyli po 7 miesiąca ważę jakieś 75-77 kg bo waga się lekko waha  i utrzymuję ten stan ponad 3 miesiące. Czuje się świetnie, staram się pamiętać o złotych radach, ale nie zawsze się da bo są święta, urodziny czy imieniny cioci. Ale jak tak jest to staram się pamiętać by zjeść 1, góra 2 kawałki tortu choć byłby najlepszy na świecie. A potem troszkę więcej aktywności bo równowaga w przyrodzie być musi.
Staram się trzymać 5 posiłków dziennie o zbliżonych porach, ale to jest najtrudniejsze. Raczej wychodzą 4-5 posiłków, ale staram się! Piję sporo wody bo około 2-3 litrów, w upały to 5 się zdarzało. Zminimalizowałem czerwone mięso do minimum (wędlina ale taka bez E, by rodziny nie dręczyć), ryba 2-3 razy w tygodniu, białe mięso 2-3 razy w tygodniu (indyk, kurczak), warzywa co dziennie po około 300-500g, owoce 200-400g i węglowodany złożone czyli ciemne pieczywo, kasze, brązowy ryż, makaron pełnoziarnisty. Jak mogę do w delegację biorę gotowy posiłek lub szukam w karcie czegoś odpowiedniego. Nie idę na łatwiznę i nie biorę pierwszego lepszego żarcia!

Gotowanie nie jest trudne, czasem trudny jest pomysł!  Ale w dzisiejszych czasach to też nie problem! Są książki, blogi i inne poradniki!
Ja bardzo sobie chwalę "Przepis na sukces" Ewy Chodakowskiej. Tak jak sama autorka może być dla wielu kontrowersyjna w kwestii jej ćwiczeń, tak przepisy są fajne, proste i przystępne. A podana kaloryczność bardzo pomaga w trzymaniu reżimu, żeby nie marnować dodatkowego czasu w tabelkach, aplikacjach czy stronach www, które to zliczą.


















czwartek, 1 stycznia 2015

Rachunek sumienia z 2014 roku


Na koniec roku każdy robi mały rachunek sumienia. Ja także, bo ten rok przyniósł dużo zmian! Wszystko zaczęło się w maju. Początki to Nordic Walking, który kiedyś nazywałem sportem dla dziadków, ale teraz mam do niego więcej szacunku. Od lipca rower szosowy, a nie górski. A do tego pierwszy bieg w zawodach. A potem to już tylko biegałem coraz częściej. Więcej startów i  decyzja starcie w półmaratonie, do którego przygotowuję się od listopada z całą grupą (Truchtem do półmaratonu ze Szczecina).


Kilka małych statystyk kilometrowych:
Nordic Walking
Kolarstwo

Bieganie
 Łącznie dało to 1804km z czego prawie 600km biegiem. Wynik nie jest rewelacyjny ale to początki ponownej przygody ze sportem. 1804 km w pół roku to optymistyczny wynik. Mam nadzieję, że rok 2015 będzie bardziej owocny w spalanie kalorii i pierwsze poważniejsze wyniki sportowe!

I jeszcze krótkie przypomnienie początków biegowych na zdjęciach :)

3xŚniżka = 1xMont Blanc w Karkonoszach



IV Bieg Górski na K2 w Szczecinie


II Bieg Mikołajkowy w Policach


City Trial z 2014


Wieczorne Bieganie w Szczecinie co wtorek o 19.00