niedziela, 12 lipca 2015

3x Śnieżka = 1x Mont Blanc 2015

3x Śnieżka = 1x Mont Blanc to bieg, na który czekałem cały rok. To właśnie w Karpaczu zaczęła się moja przygoda z bieganiem na poważniej. W 2014 to był mój debiut w zawodach i to jakich!
W tym roku także wybrałem dystans mini (18km) ze względu na kolana, które raz na jakiś czas dają o sobie znać.

Plan wyjazdowy zakładał małą aklimatyzację przed startem w Sokolikach i ostatni czwartkowy trening, na którym planowałem zdobycie Sokolika lub Krzyżnej Góry. Ze względu na upały pobiegłem tylko na Sokolik, co i tak po przebiegnięciu wydawało się wyczynem ponad siły, a było to tylko 6 km. Pojawiły się duże wątpliwości czy sobotni bieg to dobry pomysł... W piątek transfer do Karpacza i odbiór pakietu oraz węglowodanowe szaleństwo!

W sobotę pogoda zapowiadała się znowu przepiękna! O ile w planach miało się basen lub leżenie na plaży ;). Temperatura około 28 stopni bez wiatru nie wróżyła zbyt dobrze. Organizator w związku z pogodą zrobił wyrywkową kontrolę ilości płynów. Każdy miał mieć litr co początkowo wydawało mi się przesadą, ale z czasem zmieniłem zdanie...

Start na deptaku punkt dziewiąta! Początkowo asfaltem w dół, dalej płasko aż do wejścia na szlak. Od początku szlaku szutrowa droga w kierunku Sowiej Przełęczy. W deszczu rok wcześniej wydawało się, że jest ciężko. Teraz słońce przy zwiększającej się stromiźnie wyciągało energię bez taryfy ulgowej. Woda w bidonie ubywała błyskawicznie jak i żele które wciągałem w odstępach 20 minutowych. Ale ciśniemy i zmieniamy szutrową, wygodną drogę na kamienistą ścieżkę. Kryzys pierwszy na 5 kilometrze gdzie na pokonanie
go potrzebowałem jak rok wcześniej prawie 17 minut. Następne 5 kilometrów, czyli do szczytu Śnieżki, biegły a raczej szły jak po grudzie. Otwarte słońce na grani operowało mocno. Woda na wykończeniu, a Śnieżka już widoczna na wyciągnięcie ręki. Garmin jednak bezlitośnie informował, że pozostało jeszcze 2 kilometry. Przy kościółku na szczycie PK do zaliczenia i w dalszą drogę do Śląskiego domu- do punktu żywieniowego. Tempo już bardziej zadowalające, bo pojawiło się dawno nie widziane 6 min/km. Miałem nie jeść i nie pić by nie powtórzyć kolek z poprzedniego roku, ale odwodnienie zaczynało brać górę. Wypiłem dwa kubki wody - zimnej i gazowanej, Uzupełniłem bidon i w dalszą drogę. 

Początkowo dostałem skrzydeł i biegło się rewelacyjnie! Pędziłem po 5:20-5:30, ale szczęście nie trwało zbyt długo. Kolka chwyciła ostrzegawczo, nie zwalniając tempa zacisnęła się jeszcze mocniej zmuszając mnie do zatrzymania. Chwila odpoczynku i jazda dalej. Duże obłe kamienie też spowolniły zbieg bo odezwały się kolna i mięśnie czworogłowe. Na szutrze udało się lekko wrócić do szybszego tempa, ale kolka dalej atakowała i nie dawała się rozpędzić. Potrzebowałem jeszcze trochę czasu, by odpuściło. Od dolnej stacji wyciągu udało się znowu wrócić na właściwy tor i cisnąć pięć z groszem. Ale kolka i ból kolan wróciły podbijając pod 6 min/km. Zaczęło się schodzenie by łapać oddech. Na ostatni kilometr zebrałem się w sobie i przycisnąłem do PIĘĆ ZERO co dało dumne miano zostania FINISZEREM!


Metę przekroczyłem po 2 godzinach 29 minutach i 22 sekundach, czyli poprawiłem się o 8 minut i 6 sekund. Tak wiele i tak niewiele. Niby kosmetyka, ale w tej pogodzie było to maks na jaki mogłem sobie pozwolić. Odwodnienie i braki energii spowodowały małe odcięcie za metą. Wyglądając jak sześć,a może siedem nieszczęść zacząłem uzupełniać niedobory elektrolitów. Nie pamiętam kiedy tyle wypiłem na raz. Będzie z 1,5 litra płynu i ćwiartka arbuza, która bardzo pomogła.

Podsumowując to organizacja na bardzo wysokim poziomie, super oznaczenie trasy. Trasa bardzo urozmaicona i trudna do zapamiętania. Bufet na bogato choć jak dla mnie woda gazowana to zły pomysł tym bardziej, że też jej użyto do izotonika. Arbuzy i banany do oporu.

Oprócz regeneracji energetycznej była dostępna regeneracja ciała. Zamiast klasycznego masażu wybrałem elektrostymulację, którą zapewnił dystrybutor firmy Compex. Podobne zabiegi miałem w czasie rehabilitacji, ale po rozmowie z obsługą okazało się, że zasada działania w kwestiach technicznych jest inna, bo korzysta z innych prądów. Po 25 minutowym zabiegu regeneracyjnym poczułem się lepiej i wybrałem się na żywieniową nagrodę! Hamburger z wołowiną argentyńską i piwo. Zestaw bajeczny, zwłaszcza, że kuchnia w Hotelu Kolorowa gdzie mieszkaliśmy jest SUPER i podają czeskie piwo! 

Wracam za rok jeśli tylko będę mógł!

Zdjęcia pochodzą z mojego archiwum i zapożyczone od FotoFast i pecherz.net

niedziela, 21 czerwca 2015

3. PKO Nocny Wrocław Półmaraton

3. PKO Nocny Wrocław Półmaraton to mój drugi bieg na dystans 21 km 097.5 m. Jako, że to nie debiut to miało być łatwiej! Nie było, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia jak i brak wiary w swoje przygotowanie. Plan był na bieg poniżej 2h, realnie wyważone na 1:55 - 2:00 czyli bieg z temepem średnim na jakieś 5:30 min/km. 

Przygotowania sprzętowe zaczęliśmy w sobotę popołudniu bo start dopiero o 21.00 ze Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu... Zbyt dużo czasu spowodowało brak zdecydowania czy z bidonami czy bez, z muzyką czy bez i tak BEZ  końca... Dobrze, że buty były wybrane ;)

Po dotarciu na stadion do zaliczenia depozyt. Kolejka dała czas do namysłu, ostateczna decyzja, że biegnę na lekko czyli pas z bidonami zostaje bezzwrotnie w depozycie. Przy ścianie jeszcze grupowe zdjęcie z ekipą ze Szczecina. Na start wezwali na 15 minut przed strzałem startera. Strefa pomarańczowa czyli 1:50 - 2:00. Plan był na bieg z koleżanką  na złamanie 2h, ale ostatecznie postanowiliśmy się rozdzielić. Po starcie grupy początek spokojny na rozgrzanie 5:30-5:25, piszczele zaczęły palić i pojawił się strach. Zbyt dużo myśli, które przeszkadzały, aż do 8 kilometra gdzie Garmin pokazał 5:36. Początkowo myślałem, że nie jest źle bo między 7 a 8 był punkt żywieniowy gdzie uzupełniłem płyny i energię żelem. Zadziałało już na 9 km gdzie udało się zaczepić za małą grupkę i trzymać tempo 5:15 - 5:00 przez następne 6 kilometrów. Na 13 kilometrze wybiła godzina biegu więc wciągnąłem kolejny żel, by uzupełnić zapas lekko przed czasem. Po 10 minutach poczułem przypływ mocy, a może ambicji? Na 15 km wyprzedziła mnie dziewczyna z imieniem Ewelina wydrukowanym na plecach. I tak jakoś stała się zającem bo widziałem, że trzyma ładnie równo tempo. Średnie tempo spadało już od dawna, ale teraz miałem wrażenie, że pędzi szybciej, co potwierdził następny kilometr gdzie było już 4:50. Z obawy, że jeszcze 4 kilometry do mety zwolniłem, ale nadal było poniżej 4:59 i tak do 19 kilometra gdzie lekko kurcze się odezwały. Shot z magnezu i dzida dalej czyli 20 km już 4:49, 21 4:43 i meta gdzie wszystko sięgnęło zenitu, choć HR max 189 nie jest maksymalnym maksem więc można było jeszcze trochę ostrzej. Jednak żołądek już od jakiegoś czasu trochę protestował i to był max.

Garmin zatrzymany i pokazał 1:50:03 ale też 21km i 250 metrów. Jedynie trzeba było czekać na SMS z czasem. Oczekiwania było sporo, ale czas spędziłem na odnalezieniu wbiegających następnych Wieczornych Biegaczy ze Szczecina. Szybko wchłonięty makaron i kolejka do depozytu. Jak dobrze, że tam było piwo. Nigdy nie sądziłem, że piwo może tak smakować! A jednak. Zrobiło się zimno i bardzo się cieszyłem, że mam ciepłe rzeczy w plecaku, ale odzyskanie go nie było proste. Organizacja trochę poległa w tym miejscu... 

Ostatecznie otrzymałem najważniejszą informację: 3. PKO Nocny Wroclaw Polmaraton: GAPINSKI WOJCIECH nieofic. msc open 3015 na 7500 czas:01:50:00 M30 -1145 czyli nowa życiówka lepsza od 8 Poznań półmaraton o 12 minut 34 sekundy

sobota, 16 maja 2015

Wycieczki biegowe i długie wybiegania

Sezon startów rozpędził się na dobre. Można by biegać po medal co weekend, ale że plany są troszkę ambitniejsze niż tylko otrzymać medal, to trzeba trenować dla poprawy życiówek. Czyli co weekendowe długie wybiegania lub wycieczki biegowe. Czyli nieodzowne klepanie kilometrów przy treningach długo dystansowych. Jako, że biegam teraz max 21,097.5 km to treningowo też staram się nie przekraczać 20 kilometrów.
Jednym z ważniejszych elementów treningów są długie wybiegania i wycieczki biegowe. W ostatnim czasie dwukrotnie popełniliśmy wycieczki  nad Jezioro Świdwie z Bartoszewa. Za pierwszym razem zwiedzaliśmy w celu odnalezienia właściwej drogi co zakończyło się ponad 20 kilometrową przebieżką :) Było gorąco i uzupełnialiśmy grzecznościowo płyny w Tanowie bo do mety jeszcze 4 km. Ale grupa mocna zwarta i gotowa więc wpieranie się wzajemne było pełną gębą :)

Za drugim razem był już z nami przewodnik i udało zmieścić się w planowanych 16 km. Temperatura jeszcze wyższa niż tydzień wcześniej, ale lepsze przygotowanie sprzętowe pozwoliło na bardziej komfortowy bieg i ukończenie w dość dobrej kondycji. Na kolejnym już biegu testowałem domowy isotonic czyli wodę z cytryną, syropem z agawy i chia. Schłodzony doskonale nawadnia i uzupełnia braki energii. Od tamtego czasu już ciągle zabieram na "PO" cięższym treningu taki napitek.

Wycieczki biegowe to jest to!


sobota, 2 maja 2015

5 kaemów na 3-go maja

W Szczecinie jak i w innych miastach był organizowany bieg Konstytucji 3-go Maja, tyle że dla większej oryginalności bieg odbył się 2-go maja...

Miał to być mały sprawdzian kondycyjny, mały bo nie było ambitnych oczekiwań. Wg. wcześniejszych treningów był  plan w głowie na ok. 25 min czyli 5:00 min/km, Miał to być bieg bez przegięć, równo i spokojnie do celu. Ale dźwięk startera jak zwykle rozwalił plan u podstawy...

Pierwszy kilometr przyciśnięty mega mocno jak na plan bo 4:16 min, kiedy zegarek wyświetlił czas postanowiłem na drugi kilometrze zwolnić. Z grubsza się udało bo zakończyłem go w 4:31, a trzeci w 4:29. Schody się zaczęły ze skurczami w piszczelach na czwartym kilometrze co spowodowało spowolnienie do 4:46. Wizja końca i mały odpoczynek pozwolił na utrzymanie tempa na generalnie dobrym poziomie skoro zakładałem średenie 5:00, ale po pierwszych 3 kilometrach tempo 4:40 nie było takie super :(

Metę przekroczyłem po 22 minutach i 41 sekundach - średnia to 4:32 min/km. Było to mega zaskoczenie, że jest moc. Że mogę pędzić jak na moje możliwości oczywiście. Ważne dla mnie jest to, że pokonuję kolejne bariery, że niemożliwe jeszcze rok temu jest możliwe. Co znaczy, że należy wierzyć i ciężko pracować na to by wiara zamieniła się życie....

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rekreacyjny NW do Polic

Tydzień po półmaratonie w Szczecinie odbył się spacer nordic walking z Osowa do Polic. Zapowiadał się miła wycieczka na luzie. Darmowy udział dzięki sponsorom ściągnął sporą rzeszę chętnych do marszu z kijami. Po tygodniu odpoczynku był to powrót do ruchu, maszerowało się super więc skoro mam już te dwa kijki w łapkach to pełną parą do przodu, a raczej do Polic. Zapomniałem po II Biegu Mikołajowym, że NW to nie leżak na plaży. Dość szybko przypomniało mi się, że inne mięśnie pracują i boli to co nie jest używane przy bieganiu. Od startu do mety ciąłem się z dwoma panami i nikt z nas nie chciał odpuścić, więc w prawie niezmiennym składzie przelecieliśmy całą trasę. Byłem trzeci z czego bardzo się cieszę bo przypomniało mi się, co lubię w NW, ale też przypomniało mi się ile potrzeba czasu na spacery, dlatego z Polic wróciłem biegiem do Szczecina :)

7,5 km w 56 min 23 sek co daje średnią koło 7:26 min/k, a powrót zaliczyliśmy w spokojnym tempie bo 6:30 min/km

niedziela, 12 kwietnia 2015

8 Poznań Półmaraton czyli debiut na asfalcie

Czas na wielki dzień, dzień do którego trenowałem od listopada. Dzień dla którego przebiegłem prawie 1000 km tylko po to by uwierzyć, że mogę przebiec półmaraton. Półmaraton to tylko lub aż 21 km i 097,5 metra wysiłku i próby na każdym kroku dla mięśni i umysłu. A do tego jeszcze mała kontuzja, która pojawiła się przez naciągnięcie mięśnia czworogłowego w czwartek. Ból, który przyczaił się pod warstwą maści przeciw bólowej i wiary, że będzie dobrze na starcie....

W piątek odbiór pakietu z Areny, zobaczenie co na EXPO, które do wielce udanych moim zdaniem nie należy. Jedyny plus taki, że NBR wystawił się z butami INOV-8 i wreszcie mogłem coś przymierzyć. Potem już tylko odpoczynek przed niedzielą czyli sobotni przyjazd całej ekipy ze Szczecina razem jakie 50 osób. Wieczór zakończony delikatną integracją na mieście i podziękowaniem dla naszych trenerów, którzy przygotowali nas to tego debiutu!

Niedzielna trema odebrała apetyt na śniadanie, ale świadomość wysiłku wygrała i wcisnęła w gardło jajecznice i banana. Na Malcie przebranie w strój startowy i wymarsz na start. W drodze jeszcze pamiątkowe zdjęcie i rozgrzewka z ponad 8 tysiącami biegaczy. Przed 10 odliczanie i świadomość,
że przez 25 lata mieszkałem w Poznaniu i znam prawie każdy metr drogi jaką prowadziła trasa połmaratonu. Przekonany byłem, że asfalt i znajomość każdego metra mnie wykończą. Ale trzeba się przekonać na własnej skórze! O 10:06 udaje się przekroczyć linię startu wraz z zającem na 2:10 bo tempo 6:09 min/km wydawało się do utrzymania. Początek korkowy i powolny bo 6:20, potem powoli do przodu i tak do wyrównania tempa. Na 5 km pierwszy punkt żywieniowy, małe uzupełnienie płynów i sprawdzenie nogi, która się rozbiegała. Szybka kalkulacja i przyśpieszam do 5:30 na 2 km, noga dalej ok, ale to jeszcze nie połowa dystansu więc zwalniam przed wiaduktem na Hetmańskiej bo tam dwa podbiegi. 

Początek 21 km, a ja dopiero się rozkręciłem :)
Na 8 km wciągam żel bo z góry założyłem, że na punktach żywieniowych tylko woda, a reszta we własnym zakresie. Dobiegam do 10 km i znowu kolejki do stolików z "żarciem" dobiegam do ostatniego stolika z wodą i uzupełniam zapasy. Do 12 km nadal spokojnie na poziomie 5:50.
Od 13 km znowu  przyśpieszam ale do 5:35-5:40 bo sił ma starczyć do końca, bo celem jest ukończenie, a nie wynik. Na 15 km kolejne stoliki z płynami i bananami, a ja wciągam żel i zapijam wodą. W głowie szybka kalkulacja czy dam rade złamać 2 godziny, ale wynik dzielenia daje zbyt wysokie tempo jak na samopoczucie i odpuszcza. Do 19 km nadal spokojnie ale bramka startu, którą widać na horyzoncie zaczyna dawać znać, że do mety już blisko i czas jeszcze przyśpieszyć, tylko że tam górka i to długa, ale daje radę utrzymać 5:35, by na końcowym 21 km jeszcze urwać 15 sekund.

META osiągnięta po 2 godzinach 2 minutach i 36 sekundach (netto), co daje nową życiówkę na 21097.5 metrów

Wynik dobry bo lepszy o prawie 8 minut od zakładanego na starcie. Jednak bliskość 2 godzin, które pogrzebała boląca noga jeszcze na starcie i bardzo zachowawczy początek pozostawiają niedosyt. 

Ale od czego są następne półmaratony jak nie od poprawiania życiówek?

sobota, 21 marca 2015

Wieczorny TEST Coopera

Ponoć żeby się rozwijać trzeba organizm motywować do działania. Ale poza motywacją trzeba kontrolować to co się robi. Zgodnie z zaleceniem trenejro stawiłem się na test coopera, noga znowu się lekko odzywała ale pobiec trzeba. Może nie na 100% ale zobaczyć jak będzie.

Pogoda pod psem czyli jakieś 3 stopnie Celcjusza i deszcz... Idealnie na bieganie po bieżni gdzie zbiera się woda. Buty suche na pierwszych 100m, a potem coraz cięższe. Najgorsze, że trzeba wytrzymać 12 min. Normalnie biegnie się ze wzrastającym tempem, a tu może być odwrotnie. Start i próba trzymania tempa. Pierwszy km zleciał w 4 min 04 sek. a potem spuchłem. Próbowałem utrzymać tempo ale nie miałem szans 2 kilometr 4  min  38 sek potem walka z brakiem tchu i mało czasu do końca. Starczyło na dokończenie 6 okrążenia i walkę o każde 50m które wyznaczał słupek.
Gwizdek i koniec balu... 2600m w 12 min czyli tylko i aż 720 sek.

W teście wystartowało 160 osób z 300 zapisanych. Pogoda deszczowa zmieniła się w śnieżycę. Sędziowie byli przemarznięci więc zostałem zatrudniony w roli sędziego. Karta rozmakała, stawianie krzyżyka za kolejne kółko prawie niemożliwe. Ale udało się, wszyscy zadowoleni. Test zaliczony na 100% normy choć można było lepiej, bo zawsze można. Wynik zaliczony na DOBRY zabrakło 100m do bardzo dobrego. Ale motywacja tym większa by sezon potrenować i na jesień dołożyć nieco metrów.

A całe zamieszanie przez tego gościa, który wymyślił Wieczorne Bieganie w Szczecinie

niedziela, 15 lutego 2015

City Trial Szczecin 2014/15 vol. 5

Piąta edycja biegu stałą pod dużym znakiem zapytania. Kontuzja dawała się we znaki, ale do klasyfikacji brakowało jednego biegu. Chcąc lub nie musiałem zaliczyć jeden bieg. Wybrałem ten bo co z głowy to z myśli. Żeby nie dać się zbyt wielkiej presji w domu zostawiłem pasek od HR, a do ręki wcisnąłem kamerę.

Bieg faktycznie zaliczyłem na spokojnie bo w czasie 28 min 46 sek czuli tempo 6.01 min/km
Kręcenie w trakcie biegu nie jest proste ale przy wyłączeniu rywalizacji daje radę.

Film dostępny nas portalu MAGISTO

piątek, 13 lutego 2015

Rekonwalestencja

Miało być bieganie, ale nawrót kontuzji zbyt mocno dawał się we znaki. Gorsze to, że leki tylko częściowo pomogły. Zapalenie niby mniejsze ale ból znaczny. Początkowo sugerowany masaż głęboki ale masażysta stwierdził, że na początek musi minąć ból. Trafiłem na zabiegi DENS czyli elektro stymulacje. Zajęcie dość przyjemne i chyba lekko pomagające, ale trudno ocenić czy pomaga czy brak treningów i odpoczynek pozwoliły na regenerację ścięgien.

Dla uzupełnienia wprowadziłem jazdę rowerem, ale ze względu na zimę postawiłem rower na rolki. Niby jazda banalna, ale musiałem troszkę powalczyć by trzymać się w pionie. Po 15 minutach było już całkiem spoko choć lekka gleba na koniec treningu wzmocniła czujność i ostrożność na następne jazdy. Z dnia na dzień szło coraz lepiej, ale ważniejsze to, że pomagało nodze. Dzięki temu udało się pobiec City Trial vol. 5

Półtora miesięczna przerwa zakończyła się małymi próbami i delikatnym powrotem do biegu - test na 10km wypadł bardzo przyzwoicie. Jest moc w nogach, a co ważniejsze noga nie boli!

poniedziałek, 19 stycznia 2015

City Trial Szczecin 2014/15 vol. 4

Dzisiaj (niedziela 18.01.2015) odbył się kolejny już bieg z cyklu! Skoro kolejny - tą samą trasą - to pojawia się pewna niechęć, zwłaszcza kiedy pogoda informuje, że jest odczuwalne -6 st. C.
Ta sama ciągnąca się górka w nieskończoność... Ten sam stromy zbieg (choć teraz jakiś taki inny był, może dlatego, że mniej ludzi wystartowało?)...  No i reszta trasy też bez zmian... Pokonałem wewnętrznego lenia i mimo wszystko wyruszyłem :)

Na miejscu dużo uśmiechniętych twarzy czekających na dożylny koktajl wybuchowy z adrenaliny i endorfin. Na początek wspólna rozgrzewka, potem przygotowanie do startu i z wybiciem godziny 11.00 sygnał: START!. Znając trasę biegnie się lepiej, bo można planować. Ale jakoś do tej pory jeszcze nie udało mi się realizować planu. Zatkało mnie na koniec drugiego kilometra, gdzie kończy się podbieg (jak zawsze), na którym miałem przynajmniej dwa razy ochotę iść, a nie biec. W głowie jednak dzwoniła myśl: "rwij tyle sekund na ile pozwolą nogi!" Po tych dwóch kilometrach rozpoczyna się prawie kilometrowy zbieg, na którym trzeba szybko odpocząć, by zacząć urywać kolejne cenne sekundy. Ostatni etap to przeplataniec krótkich podbiegów i zbiegów, by ostatecznie zaliczyć zbieg przez wąwóz i wybiec na polanę, z której widać już metę. Jest na wyciągnięcie ręki, ale to jeszcze 200m, które regularnie stwarzają problemy moim nogom, by dołożyć do pieca. Im bliżej mety tym odważniej z tempem, ale zawsze chciałoby się więcej.

Wraz z każdym następnym biegiem udaje się coś urwać na coś całości - teraz  wyszło netto 25m41s.
Jest to lepiej od poprzedniego czasu o 50 sekund, a od pierwszego o 2 minuty. Znaczy się, że regularne treningi przynoszą efekty i to widoczne, choć apetyt jest na jakieś 23-24 minuty, ale to chyba w przyszłej edycji! ;)

niedziela, 11 stycznia 2015

Odpoczynek = kontuzja?

Od 3, a może 4 tygodni walczę z bólem pod kolanem. Niby nic wielkiego, czasem tylko doskwiera ale teraz jakoś bardziej i częściej. Więc do ortopedy na wizytę bo przeszukanie książek z opisem mięśni dużo nie da. Ale skupiłem się na działania i w jakich momentach ból jest i kiedy doskwiera najbardziej.

Bałem się, że to jakieś odnowienie kontuzji kolana z młodości, ale nie :) To tylko zapalenie przyczepu mięśnia dwugłowego, który przebiega właśnie pod kolanem. Muszę zwolnić, tzn. oszczędzać się przez jakiś czas i wspomagać lekami i maściami. A do tego obowiązkowy masaż plus dokładniejsze rozciąganie. Ponoć ma mi przejść za klika dni... OBY!
Co lepsze z Panią doktor idę biegać, bo trenować trzeba ;-)

środa, 7 stycznia 2015

Pierwsza połówka

Trening, trening i jeszcze raz trening! Bo półmaraton pierwszy w życiu się sam nie zrobi. Plan ułożony przez trenera, realizacja w trakcie, ale ja lubię wiedzieć jak zachowuje się mój organizm. Czego się spodziewać. Jestem urodzonym niedowiarkiem, musiałem sprawdzić. Przebiegnięcie 21097,5 m chodziło mi już od jakiegoś czas po głowie, ale było jakieś ALE. Aż nadarzyła się okazja.

Piękna słoneczna pogoda, temperatura w okolicach zera. Szybkie ubranie się w ciuchy do biegania czyli bielizna termoaktywna, trochę cieplejsze bluza i spodnie, kamizelka i lekkie buty terenowe (Puma Faas 300TR). Rękawiczki, Buff na głowę i nerka. Jako, że ładna pogoda to do nerki GoPRO + monopod, iPod z motywacją do uszu i mała przekąska (baton migdałowy i żel). Po wyjściu garmin jak zawsze potrzebował dłuższą chwilkę na znalezienie sygnału GPS bo leżał w domu o 2 dni i zapomniał. To zmotywowało mnie do małej rozgrzewki. Jak już wszystko zadziałało czas start!

Plan był na bieg bez spiny bo wycieczka miała wieść po lesie ze sporą liczba podbiegów i zakrętów. Lubię takie trasy, a że w planach jest kolejny start 3 x Śnieżka = 1 x Mont Blanc więc górki i to długie zdecydowanie wskazane. W planie bieg na poziomie 6:30-7min/km i niskim tętnie. Początek w planie, ale potem jakoś tak lekko się zrobiło więc lekko do pieca. Na górkach zwolniłem by powoli i dokładnie się wspinać. Tętno rosło jak i czas co jest naturalne na podbiegach. Przeskoczyłem przez jeden strumień potem drugi drogę i dalej na kolejny podbieg. Teraz na Gubałówkę Szczecińską. Tam jest dopiero pod górę i zaczęło się życie. Jakiś biegacz na horyzoncie więc rywalizacja nadała lekko wyższe tępo. Pierwszy stromy odcinek i doganiam. Na wypłaszczeniu wyprzedzam i dalej na drugi podbieg. Serce bije już prawie 180 razy na minutę ale kawałek jeszcze do zawrotu, a tam w dół przez jakieś 2 - 3 kilometry do płaskiego więc będzie czas na odpoczynek.
Pierwsze 10km głównie pod górę
Jak się zrobiło płasko, a na zegarku dopiero 12 km decyzja, że realizuje plan do końca. Zrobiło się chłodno bo słońce schylało się ku zachodowi. Dobiegłem do jeziora i runda wzdłuż linii brzegowej. Pech chciał, że wiatr zaczął wychładzać i zabierać energię. Przypomniałem sobie o batonie i wyszperałem go z kieszeni. Zjadłem powoli i już po kilku chwilach było lepiej choć wciąż chłodno. Ale w głowie tylko to, że jeszcze 7 -6 -5 km. Potem pętla tramwajowa i do lasu gdzie będzie cieplej. Czas leciał nieubłaganie ale wszytko i tak lepiej niż zakładał plan. Na 18 km zacząłem odczuwać dyskomfort w stopach spowodowany zbyt lekkimi butami (mała amortyzacja) i sztywność w kostkach z zimna. A na dobicie ostanie 3 km po asfalcie, który zaczął się szklić od mrozu i zrobiło się ślisko. Ostatnie setki metrów to strach bo nogi niosły same, a jeszcze światła dla pieszych i wejście po schodach. Pod domem zatrzymuje zegar z czasem 2h:13min:30 sek i dystans 21,69km dając średnią 6:09 min/km czyli sporo lepiej niż planowałem
Pozostałe 11,7 km  to już prawie po płaskim

Zmęczenie spore ale endorfiny dawały uśmiech i satysfakcje. Do tego dnia chciałem przebiec półmaraton w 2 godziny, ale po teście apetyt się zwiększył i plan zaczynam układać na 1h:45min - 1h:50min ale czy to się uda? Do 12 kwietnia sporo kilometrów do wybiegania. Sporo też czasu na poprawienie szybkości i wytrzymałości oraz szlifowanie samej techniki biegu.

Czas pokaże, a o niego tu idzie !

Waga !

Bilans ciała

Prawie każdy prędzej czy później spotyka się z tym problemem.. Mnie dopadło na 30 wiosnę swojego życia. W czasach szkoły średniej czy studiów nie było z tym problemu. Na rowerze spędzałem tyle czasu, że bilansowało się wszystko. Do tego góry, narty, bieganie i Wu-eF.

 Ale jak się zaczęła praca + studia zaoczne problem zaczął się nasilać. I tak stopniowo z roku na rok rosło! Zaczęło się przy 71 kg (mam 181 cm wzrostu), a skończyło 31 maja 2014 na 90,4 kg.


To był ostatni dzwonek! Trafiłem do dietetyka, którego unikałem twierdząc, że sam sobie dam z tym radę! Jednak gdy kolejna dieta CUD nie dała efektu droga była jedna!

własna pizza - najlepsza
Dietetyk! Pierwsze spotkanie to ocena składu masy ciała i sprawdzenie jak się odżywiam wywiad zajął godzinę. Niby nie było tragedii ale ponad 90 kg z powietrza się nie zrobiło.
Wyszło jedno, nie to że źle jem, ale jem zbyt dużo zapychaczy, a ruchu jest za mało! A ulubiona pizza to nadmiar szczęścia. Dostałem jadłospis na pierwsze 2 tygodnie i załamałem się. Na początek cenami jedzenia. Dużo ryb, jeszcze więcej warzyw i owoców. Orzechy, świeże zioła, bakalie i pełne węglowodany!

Wraz z dietą pojawiła się waga kuchenna do odważania. Przez pierwsze dni gotowałem, zmywałem albo robiłem zakupy bo na nic więcej nie było czasu. Wszytko skrupulatnie, dokładnie i bez pośpiechu. Byłem wykończony tym ciągłym pilnowaniem ilości i czasu posiłków. A wyznaczone było, że ma 5-6 posiłków dziennie zależnie od treningu.

8.00 - 0,5l ciepłej wody
8.30 - Śniadanie
11.30 - II Śniadanie
14.30 - Obiad
17.30 - Podwieczorek
20.30 - Kolacja
+ 6  posiłek regeneracyjny po treningu rano lub wieczorem zależnie kiedy był/
Łącznie około 2500 kalorii na dzień

Odstawiając piwo, coca-colę, słodycze i węglowodany proste po pierwszych 2 tygodniach było mnie mnie o prawie 5 kg. Po następnych 2 tygodniach o kolejne 2,5 i tak dale co dwa tygodnie średnio o 2-2,5 kg mniej obywatela.
Cały czas dyscyplina, mało popuszczania cugli choć się zdarzył McDonald's ale to po zawodach jak wypalałem znaczną ilość Kcal. Takie zadośćuczynienie za pot i krew.


Teraz czyli po 7 miesiąca ważę jakieś 75-77 kg bo waga się lekko waha  i utrzymuję ten stan ponad 3 miesiące. Czuje się świetnie, staram się pamiętać o złotych radach, ale nie zawsze się da bo są święta, urodziny czy imieniny cioci. Ale jak tak jest to staram się pamiętać by zjeść 1, góra 2 kawałki tortu choć byłby najlepszy na świecie. A potem troszkę więcej aktywności bo równowaga w przyrodzie być musi.
Staram się trzymać 5 posiłków dziennie o zbliżonych porach, ale to jest najtrudniejsze. Raczej wychodzą 4-5 posiłków, ale staram się! Piję sporo wody bo około 2-3 litrów, w upały to 5 się zdarzało. Zminimalizowałem czerwone mięso do minimum (wędlina ale taka bez E, by rodziny nie dręczyć), ryba 2-3 razy w tygodniu, białe mięso 2-3 razy w tygodniu (indyk, kurczak), warzywa co dziennie po około 300-500g, owoce 200-400g i węglowodany złożone czyli ciemne pieczywo, kasze, brązowy ryż, makaron pełnoziarnisty. Jak mogę do w delegację biorę gotowy posiłek lub szukam w karcie czegoś odpowiedniego. Nie idę na łatwiznę i nie biorę pierwszego lepszego żarcia!

Gotowanie nie jest trudne, czasem trudny jest pomysł!  Ale w dzisiejszych czasach to też nie problem! Są książki, blogi i inne poradniki!
Ja bardzo sobie chwalę "Przepis na sukces" Ewy Chodakowskiej. Tak jak sama autorka może być dla wielu kontrowersyjna w kwestii jej ćwiczeń, tak przepisy są fajne, proste i przystępne. A podana kaloryczność bardzo pomaga w trzymaniu reżimu, żeby nie marnować dodatkowego czasu w tabelkach, aplikacjach czy stronach www, które to zliczą.


















czwartek, 1 stycznia 2015

Rachunek sumienia z 2014 roku


Na koniec roku każdy robi mały rachunek sumienia. Ja także, bo ten rok przyniósł dużo zmian! Wszystko zaczęło się w maju. Początki to Nordic Walking, który kiedyś nazywałem sportem dla dziadków, ale teraz mam do niego więcej szacunku. Od lipca rower szosowy, a nie górski. A do tego pierwszy bieg w zawodach. A potem to już tylko biegałem coraz częściej. Więcej startów i  decyzja starcie w półmaratonie, do którego przygotowuję się od listopada z całą grupą (Truchtem do półmaratonu ze Szczecina).


Kilka małych statystyk kilometrowych:
Nordic Walking
Kolarstwo

Bieganie
 Łącznie dało to 1804km z czego prawie 600km biegiem. Wynik nie jest rewelacyjny ale to początki ponownej przygody ze sportem. 1804 km w pół roku to optymistyczny wynik. Mam nadzieję, że rok 2015 będzie bardziej owocny w spalanie kalorii i pierwsze poważniejsze wyniki sportowe!

I jeszcze krótkie przypomnienie początków biegowych na zdjęciach :)

3xŚniżka = 1xMont Blanc w Karkonoszach



IV Bieg Górski na K2 w Szczecinie


II Bieg Mikołajkowy w Policach


City Trial z 2014


Wieczorne Bieganie w Szczecinie co wtorek o 19.00